W takie zimne, szaro-buro-ponure poranki, kiedy lodowaty wiatr od jeziora szarpie ubranie, kiedy nisko zawieszona gruba warstwa chmur zapowiada ulewę, tęsknię za słońcem. Za cichymi, spokojnymi porankami na Nilu. Za pióropuszami palm. Za leniwie toczącym się życiem, bez pośpiechu, wyścigu szczurów, wylewających na siebie pomyje polityków w telewizorze i internetowej prasie, kolejnych informacji o korupcji/przekrętach/sprzeniewierzeniach i tanich sensacyjek o dopalaczach i PKP, tworzonych na użytek publiczki. Tęsknię za prostotą życia tam, za spokojem i ciszą rzeki.