niedziela, 19 września 2010

Oazy

Egipskie coffee shops. W Aleksandrii - drewniane, rozklekotane krzesła i małe, metalowe stoliczki na chwiejących się nóżkach wystawione na trotuarze, skierowane w stronę przechodniów i Morza Śródziemnego, którego huk stanowi przeciwwagę dla ciągłego szumu i brzęczenia tysięcy aut, przejeżdżających szerokim nadmorskim bulwarem. Zamknięte w ciągu dnia i ożywające po zmroku, kiedy jedynym oświetleniem trotuaru jest blask jarzeniówek, padający z ich wnętrza. Barwne plamy światła w mroku nocy, tętniące głośną muzyką, gwarem rozmów i donośnym śmiechem. W Kairze - stoliki ustawione bezpośrednio na ulicy, bo chodniki zbyt wąskie a salki zbyt małe, żeby wszystkich pomieścić. Rzęsiście oświetlone latarniami i lampkami choinkowymi, zwisającymi z drzew. Samochody zręcznie wymijające siedzących, tylko od czasu do czasu klaksonem wyrażające swoje niezadowolenie z tarasowania drogi. Ludzie pędzący dzień i noc, wielomilionowy tłum, przewalający się ulicami dookoła, potrącający stoliki, wpadający w pośpiechu na delektujących się popołudniową herbatą.  Kelnerzy zręcznie lawirujący pomiędzy jednymi i drugimi, z tacami uniesionymi wysoko ponad tłum, ciasno wypełnionymi szklaneczkami. I na Khan al Khalili - ukryte w ciemnym, ciasnym zaułku, niektóre pełne kobiet i mężczyzn, kairskiej bohemy, barwnej, rozkrzyczanej. Otoczone powoli pogrążającymi się w ruinie zabytkowymi kamieniczkami, z ciągle pięknymi, kunsztownie zdobionymi maszrabejami, odpadającymi płatami tynku, świecące liszajami gołych cegieł. W Hurghadzie - odgrodzone od ulicy kwitnącymi hibiskusami, z ławeczkami wyłożonymi pasiastymi dywanikami, jakby prosto z Ikei. Nęcące turystów słodkimi zapachami deserów i dymem z fajek wodnych o aromacie jabłek. W Kom Ombo - ukryte w gęstych krzewach obsypanej kwiatami bugenwilli, gdzie najlepiej smakuje zimny sok z lemonki, pity po upalnym, meczącym dniu. Z wiatrakami rozpryskującymi krople wody, łagodzącymi upał wieczoru. W Asuanie na bazarze, skąd sprzedawcy nawołują turystów a młodzi mężczyźni nagabują przechodzące kobiety.

Egipskie coffee shops. Odrapane ośrodki życia towarzyskiego. Miejsca spotkań, głównie mężczyzn. Wymiany informacji i plotek. Punkt obserwacyjny sąsiadów i przechodniów, z którego bezpiecznie można przyglądać się, podglądać i komentować. Miejsce, w którym głośno ubija się interesy małe i duże albo w milczeniu, całymi godzinami, gra w tryktraka na lepkiej planszy, do szklaneczki bardzo słodkiej herbaty ze świeżą, pachnącą miętą lub mocnej kawy, obowiązkowo serwowanej ze szklanką wody, zapewne kranówki. Do sziszy o upojnym aromacie lub paczki tanich, miejscowych papierosów w miękkim opakowaniu. Otwarte całą dobę, gdzie dzień można zacząć i skończyć, w towarzystwie tych samych twarzy, pijąc tę samą liptonkę, obserwując rozedrgane w upale południa życie, toczące się dookoła. Dzisiejsze oazy.

 Na barce na Nilu w Asuanie

Chwila wytchnienia w pracy. Zamknięty w czasie popołudniowej sjesty coffee shop w Asuanie.

Z widokiem na Nil w Kairze.

Poranek w Edfu

Poranek w Edfu

Kelner przygotowujący shishę w Kom Ombo...
 i jego klient.
Kom Ombo. Nubijski zespół przygotowujący się do występu...
...i w jego trakcie. Dla ochłody stoją bezpośrednio pod wiatrakiem, rozpylającym wodę.
Gdzieś w południowym Egipcie

8 komentarzy:

  1. Mogłabym spędzić parę poranków w Edfu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaheeera, gdybyś do tego miała aparat, na pewno spędziłabyś tam więcej, jak parę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe dlaczego lubię Twoje zdjęcia.. hmmm ;))
    Już bym jechała, gdybym mogła, ech! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kate, cieszy mnie, że komuś się podobają, dziękuję:) Też bym jechała, gdybym mogła - z takim aparatem, jaki teraz mam, dopiero można zdjęcia robić!

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie, spędziłabym oj spędziła trochę więcej niż parę...tylko wcześniej musiałabym zamienić swojego fudżika na dobrą lustrzaneczkę...ehhh

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaheeera, mnie się marzy rejs feluką od Asuanu do Luksoru. Zdjęcia z Nilu i postoje w miasteczkach i wioskach po drodze. Wyobraź sobie jakie magiczne zdjęcia można by było stamtąd przywieźć:)

    OdpowiedzUsuń
  7. A to by była przygoda ! bez pośpiechu zatrzymywać się w małych miejscowościach i zostawać ile się chce no i te zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A mi podobają się galabije i ich nakrycia głowy, tak sobie myślę żeby sprawić sobie coś takiego i latem zszokować katolickich niewiernych :)))))) zdjęcia super:)

    OdpowiedzUsuń