czwartek, 9 września 2010

Nastroje

Nie wiem dlaczego, ale zawsze kochałam tę przedwieczorną godzinę na Nilu. Spokój, jaki ogarniał cały świat wokół. Nagłą ciszę po zgiełku dnia. Uspokojenie. Wycofanie. Życie zamierało na statku, którym płynęliśmy i na lądzie, który przesuwał się przed moimi oczami. Kurz uliczek osiadał. Dzieci kończyły swoje zabawy. Kobiety, widoczne w jasno oświetlonych ramach okien, kręciły się po kuchniach. 
W tej przedwieczornej godzinie świat się wyludniał. I tylko pojedynczy rybacy kończyli jeszcze swoje połowy i spieszyli do domu, by przed wieczorną modlitwą zjeść kolację; i tylko pióropusze palm chwiały się w lekkich podmuchach wiatru.
W tej przedwieczornej godzinie zawsze czułam (nie)znośną lekkość bytu. Jak ptak, który bez machania skrzydłami, bezwiednie niemalże, unosi się nad wodami rzeki. Jestem. Istnieję. Istnieję ja, gorejąca kula słońca, znikająca za horyzontem, przezroczyste powietrze, już rześkie po upale dnia. Poza nami i tym niesamowitym, czyniącym świat zupełnie odrealnionym światłem nie istnieje nic.






5 komentarzy:

  1. Zdjęcia cudne. A to wrażenie gdy czujemy jedność z naturą i światem, tą (nie)znośną lekkość bytu dobrze znam (choć nie znad Nilu) ale i tak jest wspaniale:):):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ileż ja bym dała by tam znów być :) Najlepiej zaraz, teraz :) Pięknie piszesz i piękne są Twoje zdjęcia. A ja mogę powspominać :) Jeden z najmilej wspominanych przeze mnie momentów to pływanie feluką gdy słońce wybierało się na spoczynek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mmmmmmmm.. marzenie.... :)

    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tam najsilniej czułam tę (nie)znośną lekkość bytu - nie wiem, czy to atmosfera miejsca, czy stan umysłu, w jakim wtedy byłam, ale właśnie tam to uczucie było wyjątkowo silne - na statku, na Nilu, kiedy słońce zachodziło a świat stawał się zupełnie odrealniony.
    Pływałam też felukami i podczas jednego z takich rejsów widziałam jedną z najbardziej niesamowitych rzeczy, jakie zdarzyło mi się oglądać - chłopców spławiających konie o zachodzie słońca. Do tej pory żałuję, że nie miałam wtedy ze sobą aparatu - ten niezwykły nastrój... ach... Od tamtej pory aparat woziłam ze sobą zawsze, wszędzie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Toż to normalnie moje bagna biebrzańskie !!! hmm tylko te palmy tak jakby się nie zgadzają... :)

    OdpowiedzUsuń