poniedziałek, 13 września 2010

Sprzedawca marzeń

Sklepik znajdował się przy głównej ulicy Edfu. Trafiłam do niego kiedyś szukając karty do telefonu. Był wczesny poranek, jeszcze nie minęła siódma i znalezienie otwartego punktu z kartami graniczyło z cudem. Szłam więc ulicą od rzeki, kierując się w stronę ronda w centrum, zaglądając do wszystkich sklepików w nadziei, że gdzieś, nawet tam, gdzie sprzedają marchewkę albo podają herbatę, jakiś zapobiegliwy właściciel trzyma kilka kart pod ladą, dla takich jak ja desperatów. To był jeden z wielu sklepików po drodze, spieszyłam się bardzo, bo czas zaczynał gonić i trzeba było wracać do pracy. Ale mnie wtedy wyjątkowo zależało, żeby tę kartę kupić jeszcze zanim zacznę dzień, zanim odpłyniemy dalej na południe. 

Siedział przed wejściem, w galabeji bliżej nieokreślonego, zbliżonego do brązowego koloru i spłowiałym szalu na głowie, owiniętym na kształt turbanu. Na moje pytanie o karty pokręcił głową i powiedział : "Nie ma, nic nie ma". 
Dopiero wtedy spojrzałam na niego, ladę i sklepik. Rzeczywiście - nic nie było. Zajrzałam do środka -  wszystkie półki były puste. Tylko do przykurzonej ścianki rozchwianego regału przypięte były pinezką żyletki, umieszczone na kawałku kartonu, równie przykurzonym jak sam regał. Piach zalegał kąty, pod ścianą leżał spory liść palmowy, zapewne służący jako prowizoryczna miotła i kiedyś kolorowa omiataczka do kurzu. Do niczego teraz nieprzydatna, choć pamiętała pewnie jeszcze te czasy, kiedy kolorowe pudełka i butelki zalegały półki a klienci zaglądali tu codziennie. Teraz zapomniana, powoli, jak i cała reszta, pokrywała się kurzem, przywiewanym z ulicy. 
- Kiedyś miałem tu wszystko. Dużo rzeczy. Ale od dawna nic nie ma - odpowiedział właściciel na  pytanie, które nie zostało zadane, zaciągając się papierosem.- Nie ma już też mojej żony. I dzieci nie ma. To przychodzę tu i siedzę. Bo co innego mogę robić. Znajomi przychodzą, ktoś zawsze zagada, herbatą poczęstuje i papierosem; i tak mija czas. Tak, nic już nie ma.



Zdjęcie zrobiłam po kilku tygodniach, pędząc dorożką przez miasto. Nie chciałam, żeby mnie widział. Nie chciałam, żeby poczuł się skrępowany. Chciałam go tylko zapamiętać. Mężczyznę z pustego sklepiku. Sprzedawcę marzeń.

4 komentarze:

  1. smutna nostalgiczna historia..jak, krótkie opowiadanie 'o życiu'..Pozdrawiam.A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutne, lecz często prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne, wiem. Ale niestety często czułam tam smutek.

    OdpowiedzUsuń