czwartek, 23 września 2010

Czas

Ktoś kiedyś powiedział, że Europejczycy mają zegarki, a Egipcjanie mają czas. W Egipcie pojęcia czasu jest bardzo względne. Egipcjanie mówią - jutro, mając na myśli nie konkretny dzień, ale nieokreślony moment w przyszłości. Jutro ci przyniosę. Praca będzie na jutro skończona. Jutro pójdziemy gdzieś. Słowo "jutro" nabiera w tym kraju zupełnie nowego znaczenia. Wielu znaczeń. Oznacza chęć, wolę zrobienia czegoś, ale nie oznacza wcale określonego dnia. Może i jutro. Może za miesiąc. Może, jak Bóg da, za kilka miesięcy. A jak nie da? Nie należy tego brać do siebie, tak jak egipskiego "jutro" nie należy brać dosłownie.  Najwyraźniej Bóg tak chciał, Egipcjanie tylko wypełniają Jego wolę.

Tutaj ludzie nie żyją podług zegarków. Jedynym wyjątkiem jest okres świętego miesiąca Ramadan, w którym czas nabiera zupełnie nowego znaczenia. Kiedy po całodniowym poście burczy w brzuchu, nie ma miejsca na niedopowiedzenia - wszyscy nieoczekiwanie zaczynają rozumieć pojęcie konkretnego momentu w czasie, momentu, kiedy będzie można w końcu zasiąść do ramadanowego śniadania. Nikt się nie spóźnia, nikt już nie mówi "jutro", wszyscy punktualnie zasiadają do stołu. Czas nabiera kształtu. Staje się namacalny. Czas zaczyna istnieć w świadomości Egipcjan. Ale kiedy kończy się Ramdan, wszystko wraca do normy. I znowu nigdzie nikomu się nie spieszy. 

Nikt tutaj nie denerwuje się marnowaniem czasu. Cierpliwe stoi się w wielogodzinnych kolejkach do urzędu takiego czy siakiego, oczekuje na spóźniający się pociąg czy autobus. Nikt się nie denerwuje, bo nie ma czym. Jak będzie, to będzie. Jak przyjedzie, to przyjedzie. Jak Bóg da. A jak nie, to przyjdzie się drugi raz, znowu odczeka swoje, porozmawia z przypadkowymi współtowarzyszami niedoli. Pożartuje. Pośmieje się. Zawiąże nowe przyjaźnie. Przecież nie ma gdzie się spieszyć. Tutaj jest czas na wszystko. Na to, żeby się wyspać. Na fajkę z przyjacielem. Na pogaduszki z rodziną. Przesiadywanie przed sklepem kuzyna, w milczeniu, nad mocną jak szatan kawą, obserwowanie przechodniów. Na wielogodzinne partyjki tryktraka, ze szklaneczką herbaty albo sokiem z mango. Niespieszne wypalenie paczki papierosów w coffee shopie, gdzie spotyka się znajomych, żarciki fruwają w powietrzu, zagłuszane wybuchami śmiechu. Tutaj celebruje się małe chwile. Małe przyjemności. Celebruje się dany przez Boga czas.

Herbata, tryktrak, przyjaciele - czego więcej potrzeba w rozpalony, letni dzień.

Znajomi przychodzili i odchodzili, on siedział zawsze w tym samym miejscu - na murku, pod drzewem, naprzeciwko kafeterii. Doskonały punkt obserwacyjny i miejsce spotkań.

Widywałam ich ciągle, naprzeciwko apteki w Edfu, gdzie często zatrzymywaliśmy się po niewielkie zakupy. Zawsze we trzech, zawsze w milczeniu, siedzieli przed zamkniętym sklepem, czekając na coś.




Czekając przed urzędem. Asuan.

A jeśli usłyszycie od Egipcjanina, że jest w drodze, nie liczcie na to, że niedługo będzie na miejscu spotkania. Prawdopodobnie jeszcze nie wstał. Albo właśnie zasiada do obiadu. Albo popija herbatę ze znajomymi. "W drodze" oznacza jedynie zamiar. Bliżej nieokreśloną przyszłość, w której się z wami spotka. I nie, nie jest to kłamstwo czy nieuprzejmość z jego strony. To wy jesteście nieuprzejmi, że pytacie, kiedy przybędzie na wyznaczone spotkanie. Przecież jak będzie, to będzie. Kiedy Bóg da:-)

3 komentarze:

  1. Ja bardzo lubię mieć czas, niestety zbyt często zapominam i spoglądam na zegarek. Ale gdy mam czas to z pietyzmem podchodzę do chwili czerpiąc z niej przyjemności. :)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się tam nauczyłam celebrować chwile. Przestałam żyć w biegu, wiecznie się gdzieś spieszyć. Ale co się na początku nadenerwowałam niepunktualnością (oczywiście z niepunktualnością z MOJEGO a nie ich punktu widzenia), to moje:-))) dopiero potem nauczyłam się doceniać życie nie zwolnionych obrotach:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam tekst i stwierdzam, że celebrować chwili nie umiem a chciałabym się nauczyć. bardzo.za to umiem podziwiać zdjęcia. a te są tego warte.

    OdpowiedzUsuń